niedziela, 24 maja 2015
Rota wirus szpitalne życie
Niestety u nas też zagościł ten nielubiany gość i ostatnie 4 dni spędziłyśmy z królewną w szpitalu. A zaczęło się niewinnie od nocnych wymiotów i miałam nadzieje że do rana będzie po, niestety tak się nie stało i rano zaraz pojechałyśmy do lekarza gdzie najważniejszymi zaleceniami było nawadnianie dziecka a w razie pogorszenia stanu zdrowia dostałyśmy skierowanie do szpitala i niestety musieliśmy z niego skorzystać. Trafiłyśmy do szpitala z temperatura która wynosiła 39 stopni i przez 2 dni nie spadała, dopiero po podaniu leków księżniczka mogła chociaż chwile się pobawić bo przez resztę czasu spała podłączona ciągle pod kroplówki nawadniające. Dopiero w sobotę zaczęła wracać do siebie i kiedy babcia przyjechała do niej żeby mamusia mogła pojechać do domu się wykapać bo po tych kilku dniach stwierdziła że zaraz sama ze sobą nie wytrzyma, zaczęła głupkować. Dzisiejszy dzień to był już masakryczny bo w ogóle nie chciała siedzieć w pokoju i ciągle wychodziła żeby biegać po oddziale dlatego jak tylko dostaliśmy wypis to szybko zebrałyśmy cały majdan i wyszłyśmy. Teraz dalsze leczenie będziemy kontynuować już w domku i mam tyko nadzieje że krasnal nie załapie nic od królewny. Jest tylko jeden plus naszej wizyty w szpitalu 2 kg mniej u mamy, bo nie zdawałam sobie sprawy że w takich okolicznościach można aż tak ograniczyć swoje potrzeby żywieniowe.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz